Playlista

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 21

Siedzę obok jej łóżka, z drugiej strony lekarz. Jestem niewyspany czuwam przy niej cały czas, bez przerwy. Obiecałem jej to. Naglę przestaję słyszeć rytmiczne pikanie.
- Tiffany? Halo!
Lekarz podbiega próbuje ją ratować. Jej matka odciąga mnie od łóżka. Krzyczę błagam, żeby mi pozwoliła podejść. Chcę ją trzymać za rękę. Chcę siedzieć tam. Widzę, ze lekarz odchodzi do jej łóżka.
-Ratuj ją, ona nie może umrzeć. – wrzeszczę i go szarpię.
- Ale to już koniec, jej serce nie będzie pracować, choćbym nie wiadomo co zrobił. - odpowiada spokojnie.
Nie- myślę sobie. To nie może być prawda. Klękam przy jej łóżku. Łapię za rękę. Dla mnie ona nie umarła. Płaczę. A każda łza jest jak rozżarzony węgiel. Patrzę jak lekarz odłącza ją od całej tej maszynerii obok łóżka. Grzeję jej dłoń. Wyglądaj jakby spała.
Tylko, że ja wiem, rozumiem, że to nie jest sen. Tiffany byłaś moją arką Noego ale teraz już nic mnie nie uratuje przez nieszczęściem.
-Dlaczego? Dlaczego już.
        Siedzę przy jej łóżku cały dzień, trzymam ją za rękę. Jej mama chciałaby abym pozwolił już zabrać jej ciało. Nie to nie jest jej ciało, to cały czas ona. Nigdy o niej tak nie powiem, że to tylko ciało. NIE! To jest moja ukochana, moje jedyne źródło szczęścia, które nieodwracalnie straciłem. Przytulam ją bezwładną do siebie. Płaczę cały czas. Próbują mnie od niej zabrać, ale wyrywam się, nie chcę odchodzić.
                                 ***
Musiałem odejść. Zabrali ją. Teraz pozostaje mi czekać na pogrzeb. To będzie ostatni raz kiedy ją zobaczę.

Wpadam w pewnego rodzaju depresję. Nie wychodzę z domu. Przygotowuję sobie mowę na jej pogrzeb. Pogrzeb – nienawidzę tego słowa, szczególnie teraz, kiedy jestem zmuszony iść i patrzeć na to wszystko. Muszę kupić nowy garnitur, więc po raz pierwszy od chwili przyjścia do domu wychodzę. Nie chcę oglądać świata kiedy jej przy mnie nie ma. Ten świat mnie przeraża. Przeraża mnie pęd, to, że ludzie nie zauważają cierpienia innych. Moje serce nie jest już jedną częścią. Przeszedł przez nie huragan. Jest teraz kupką gruzu. Nikomu nie potrzebną kupką cholernego gruzu. Nikt nie zdoła go odbudować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz