Playlista

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 18

Tiffany zasypia a ja leżę obok niej. Nie chcę, żeby umarła, tak bardzo się tego boje. Boże dlaczego to ona tak wspaniała dziewczyna ma umrzeć tak młodo. Dlaczego tak jest. Dlaczego jak znajdziemy kogoś kto jest wyjątkowy i ważny w naszym życiu to zawsze się coś chrzani, zawsze. Najpierw rak zabrał mi ojca a teraz ma mi zabrać ukochaną. Zasypiam obok niej. Płaczę w poduszkę. Wiem, że to mało męskie ale nie mogę tego powstrzymać. Przeraża mnie ten świat. Przerazą mnie kruchość ludzi, to, że tak łatwo można ich stracić.
                               ***
        -Proszę cię, błagam bierz te leki, żyj dla mnie. – mówię to klęcząc przy łóżku.
-Nie James. Nie zmienię swojego światopoglądu. Postaw się na moim miejscu. Masz wspaniałego chłopaka i nie chcesz się zmieniać fizycznie i psychicznie. Nie chcę wpaść w depresje kliniczną. Chcę być sobą i tylko sobą. Nie wiem jak się zmienię po lekach i nie chcę tego wiedzieć. Wiem, że jest to samolubne,  że powinnam wykazywać się większą wolą walki, ale nie chcę. Po co walczyć jak i tak przegram.
-Walcz dla mnie. Pomyśl jakbyś się zachowywała gdybym to ja miał umrzeć za niecały miesiąc. Nie chciałabyś przedłużyć mojego czasu który nieodwołalnie spędziłbym z tobą. Dlaczego to robisz.
-James! Koniec tematu! Nie będę brać żadnych leków i nie proś mnie o to bo się nie zgodzę. Moją mamę przekonałam.
-Właśnie i co ona na to? Pewnie się od razu z tym pogodziła.
-Nie kłóciła się ze mną, ale uważa mnie za osobę świadomą swoich czynów. Na pewno się z tym nie pogodziła, ale nie naciska na mnie. I proszę cię ty też tego nie rób.
-Nie rozumiem cię. Wiec, że będę cię kochać taką jaką będziesz. Kocham w tobie wszystko nie tylko wygląd. Choćby pogryzło cię stado pszczół byłbym z ciebie dumny.
-Nie rozumiesz mnie.
-To mi wytłumacz. Bo chyba jestem za głupi.
-James nie jesteś głupi tylko ja nie umiem ci tego wytłumaczyć. Nie rozumiesz mnie.-mówi to i kładzie ręce na mojej twarzy.-Nie potrafię
-Faktycznie.
Siadam no fotelu obok łóżka i wpatruję się w nią. Chciałbym ją zrozumieć ale nie umiem. Będę ją akceptował i kochał pomimo wszystko. Chcę tylko, żeby była ze mną dłużej, najdłużej jak to tylko możliwe.
                               ***
Dzisiaj jest impreza u Sama i to dzisiaj wypisują Tiffany do domu. Idę z nią do miasta i kupuję jej sukienkę.
-Ładnie wyglądam?
-Ty zawsze ładnie wyglądasz nawet przepięknie bym powiedział.
Uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam jej uśmiech.
        Idziemy wieczorem do Sama. Ja ubrany w Zieloną koszulę i jeansy, a Ona w przepiękną zwiewną sukienkę w kropki. Nikt, żaden przechodzień nie powiedziałby, że ona umrze za jakiś miesiąc.
        -Cześć Tiffany, cześć Jem !- krzyczy Sam przeciskając się przez tłum ludzi w przedpokoju.
-Cześć Sam. – mówimy równocześnie.
-Chodźcie zaprowadzę was do salony jest tam Lily i kilku jej znajomych.
Sam wprowadza nas do salonu.
-Hej Tiffany! – krzyczy Lily i uściska ją w drzwiach.- Dobrze wyglądasz.
-Hej James. – mówi i przytula się do mnie.
-Hej Lily.
-To mój chłopak Will. – mówi Lily- Will a to moi przyjaciele Tiffany znasz, a to jest James jej chłopak.
        Lily przedstawia nas całej paczce. Są mili, od razu ich polubiłem. Tiffany nie żałuje sobie jeśli chodzi o alkohol, ja się hamuje bo wiem, że będę musiał jakoś ją dostarczyć do domu. Tańczymy. Sam załatwił dobrego DJ. Jest świetnie. Zapominam o wszystkich zmartwieniach. Bawimy się, gramy w karty, śmiejemy się z siebie. Wychodzimy dopiero o 3 w nocy.
-Dzięki za niezłą zabawę. – krzyczą za nami znajomi.
-Nie ma za co.- odpowiadam i wychodzę.
Sam łapie mnie za ramię.
-Dzięki, że przyszedłeś z Tiffany. Naprawdę dobrana z was para.
-Dzięki. – mówię i uśmiecham się do niego. -Na razie.

Niosę Tiffany na rękach. Faktycznie jest zalana w trupa. Lepiej nie chcę myśleć co będzie przeżywać jutro rano. Tylko raz się tak upiłem i nie mam zamiaru tego powtarzać. Nie chcę wiedzieć co przeżywa alkoholik po takim kilkudniowym piciu, jak ja po jednej dyskotece nie wstawałem przez cały dzień. Wchodzę już na ścieżkę do lasu. Nagle słyszę jakiś szmer w krzakach. Myślę, że to jakieś zwierze więc się nie odwracam. Słyszę czyjeś kroki za mną. Zerkam kątem oka i widzę jakąś postać która idzie za mną. Przyspieszam. Postać za mną także. Zaczynam biec. On też. Gdyby nie Tiffany to uciekłbym albo zatrzymałbym się i skonfrontował cię z napastnikiem, ale teraz jedynym wyjściem jest ucieczka. Jestem lekko wstawiony i mam nadbagaż, więc nie biegnę szybko. Naglę czuję przeszywający ból w ramieniu. Klękam a Tiffany wyślizguje mi się z rąk na ziemię. Ten facet podchodzi do mnie i wyciąga 20 dolców które miałem ze sobą. Kładę się na ziemi i widzę jak jego but zbliża się do mojej twarzy. Czuję jak odpływam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz