Wstaję bardzo wcześnie,
nie mam już lekcji, oficjalnie tydzień temu zaczęły się wakacje. Nie wiem
dlaczego, ale pierwszą czynnością jaką wykonuje jest sprawdzenie czy nie
przyszedł żaden SMS. JEST! Treść „dzisiaj o 14 na Break Beach mam dla ciebie
niespodziankę” J.W. Znam tego chłopaka
kilka godzin i mam zamiar pójść z prawie nieznajomym na plażę. Z jednej strony
jest to mocno dziwne i niepodobne do mnie, ale z drugiej strony nigdy nie
spotykałam się z chłopakiem. Chociaż w gimnazjum był epizod miłosny, ale
chłopak z którym chodziłam był zwykłym dupkiem który przy mnie był kochany, ale
gdy spotkaliśmy jego kolegów na spacerze od razu robił się wobec mnie wulgarny.
Mimo, że była to „szczenięca miłość” bardzo to przeżyła i pozostawiło to piętno
w moim sercu.
Staram się zająć czymś
aby czas leciał jak najszybciej, lecz on jak na złość leci wolno. Nie chcę iść
biegać, bo wiem, że potem będę nie do życia, ale chyba nie zostaje mi nic
innego. Przebieram się i znów biegnę lasem. Skracam sobie trasę i biegnę
wolniej niż zwykle. Czas leci teraz szybciej, nienawidzę tego zjawiska, gdy na
coś czekamy czas wlecze się jak nie wiem co, ale chwilę gdy jesteśmy szczęśliwi
mijają w mgnieniu oka, dlatego wyłączam się podczas biegu. Skupiam się na
mięśniach nóg, nie myślę o niczym innym. Pomaga, wracam do domu o 13. Myję się
czeszę, maluję i w końcu zakładam na siebie krótkie spodenki i t-shitr. Nie
jestem zbyt piękna ale też nie najbrzydsza, moja uroda jest przeciętna. Do
Break Beach mam niedaleko więc idę wolno. Dochodzę
do plaży dokładnie o 13.56. Ściągam buty i idę po ciepłym piasku. Widzę go,
stoi po kolana w wodzie. Patrzy w dal trochę nieobecny. Idę do niego, uśmiecham
się. Gdy jestem wystarczająco blisko by usłyszał moje kroki odwraca się i znów
się uśmiecha.
-Hej piękna – mówi, a ja czuję wypieki na twarzy.
Znamy się niecały dzień, a ja czuję się koło niego na tyle swobodnie jakbym
znała go co najmniej kilka lat.
-Cześć wesoły- odpowiadam-Jaką masz dla mnie
niespodziankę? –pytam.
-Zobaczysz.-odpowiada
tajemniczo. Po chwili łapię mnie za rękę i ciągnie w stronę granicy złocistej
plaży z lasem, jest tam miejsce na ognisko. Okazuje się, że przygotował piknik
z ogniskiem. Rozkładamy koc w czerwono-białą kratkę i siadamy.
-Uwielbiam leniwe popołudnia na plaży w takie
dni.-mówię. Szczerze to sama nie wiem dlaczego mam wrażenie, że mogę mu
powiedzieć wszystko.
-Pewnie chcesz wiedzieć dlaczego nie mam ręki.- mówi
do mnie, a ja dopiero teraz przypominam sobie o jego protezie. Potakuję kiwając
głową.- Straciłem rękę przez swoją głupotę, w zeszłym roku na sylwestra
poszliśmy z kolegami postrzelać petardami. Chłopaki zaczęli zakłady który
dłużej wytrzyma trzymając zapaloną petardę w dłoni i wyrzuci ją przed samym
wybuchem. Niestety wygrałem, ale przypłaciłem to rozerwaniem dłoni na strzępy.
Przez dłuższy czas nie wracałem do domu, żeby rodzice nie zobaczyli resztek
mojej dłoni. Wdało się jakieś zakażenie. W końcu poszedłem do domu, skąd mój
ojciec zawiózł mnie do szpitala. Okazało się, że muszę mi amputować rękę aż do
ramienia, więc teraz mam protezę mojej prawej ręki, a przed wypadkiem rysowałem
i zamierzałem iść na studia związane z plastyką, a teraz od pół roku uczę się
posługiwać protezą i wcale mi się to nie podoba, dalej nie mogę się przyzwyczaić
do braku czucia, ciepła czyjejś dłoni. A ty jaką masz historię ? Jeżeli jakąś
masz.-mówi.
-Prawda, mam swoją historię, a konkretnie rak
tarczycy w wieku 14 lat, więc nie tak dawno. Miałam szczęście, że nie był
złośliwy, po prostu wycięli mi wszystkie guzy. – mówię.- Wiec oboje mamy swoją
historię, która w jakiś sposób odcisnęła piętno na nas, ty nie poszedłeś do
szkoły plastycznej a ja straciłam przez swoją chorobę ojca który nie uniósł
opiekowania się Mną i zarabiania na moje leczenie. Po prostu odszedł i co jakiś
czas wysyłał pieniądze.